XVI Bieg Skawiński

Loading

XVIBieg Skawiński był dla mnie sentymentalny. To rok temu, podczas tych zawodów zaliczyłem swoją „życiówkę”, która po raz pierwszy na dystansie 10km zbliżyła mnie do złamania magicznej bariery 45 minut. Ów czas mój wynik to 45:26 min. co pozwoliło mi zapamiętać te zawody w samych superlatywach. Z takim nastawieniem zapisywałem się na kolejną edycję, jeszcze wtedy nie myśląc o czasowym planie do realizacji.

12 maja na linii startu stanąłem wraz z innymi członkami APRT – Piotrkiem, Rafałem i Markiem. Cel jaki postawiłem przed sobą, mając na względzie moje ostatnie wyniki to… złamanie 40min. Warunki pogodowe niestety nie pozwalały patrzeć z optymizmem, ponieważ z każdą godziną było coraz cieplej, a start zaplanowano standardowo na godz. 15:30. Tym oto sposobem na starcie, temperatura sięgała 27 kresek powyżej zera. Strategia w mojej głowie była prosta – pierwsza piątka w okolicach 20min., a potem zobaczymy czy będzie z czego przyspieszyć. START !

Początek zgodnie z planem. Duży tłok, wąska dróżka i „łokciowanie”, pozwoliły na otwarcie pierwszego kilometra w czasie 3`58. Dosyć trudny start, ale powalczę – pomyślałem. Od 2 do 3 kilometra lekki podbieg, a moje tempo na tych odcinkach to odpowiednio 3`58 oraz 3`57/km. Na czwartym kilometrze podczas zbiegu, kiedy to trasa prowadziła po dosyć otwartym terenie, bez miejsc przycienionych, a temperatura wydawała się być coraz wyższa, pierwszy raz poczułem trudy tych zawodów, a tym samym realną obawę o wynik. Kilometr ten pokonałem w czasie 4`01. Wiedziałem, że za chwilę będzie nawrotka i połowa drogi za mną. Na nawrotce dostrzegłem Piotrka z Endurance Team, który był może ok. 30 sek. przede mną. Pomyślałem, że jak dotrwam, to na jego plecach „doniosę” target do mety. Półmetek zawodów minąłem z czasem 20`03, więc target był cały czas w moich rękach, ale moje odczucia dalekie od oczekiwanych.

Po nawrotce wiele się zmieniło. Przede wszystkim wiatr, który w połączeniu z żarem lejącym się z nieba, ze zdwojoną mocą odbierał mi siły z każdym metrem. Od tego momentu wiedziałem już, że o złamaniu 40min. mogę zapomnieć w tym dniu. A czy jest szansa na życiówkę ? Pomyślałem. Szybka kalkulacja: skoro połowę dystansu  pokonałem ze średnim tempem ok. 4`00/km, a moja życiówka na 10km obecnie wynosi 41:46 z Biegu Wiosennego w Chorzowie (relację możecie przeczytać TUTAJ), co daje średnie tempo ok. 4`10/km, to wystarczy mi biec na pozostałych 5 kilometrach średnio poniżej 4`20/km aby cieszyć się nowym Personal Best. I tak, 6 kilometr minąłem z czasem 4`12/km. Na końcówce 7 kilometra zaczął się podbieg i walka o utrzymanie tempa. Wiedziałem, że teraz to już tylko głową i ambicją mogę walczyć w tym tropikalnym klimacie o wynik, bo sił już zaczęło brakować wcześniej. Planowane tempo 4`20/km udało się utrzymać na 7km, ale podbieg dodatkowo mnie zmasakrował energetycznie. Na początku 8 kilometra zobaczyłem obok siebie Rafika, który przywitał mnie słowami „Buona Sera” i wyprzedził mnie. Jak się okazało później, był to kulminacyjny moment walki o moją życiówkę. Postanowiłem złapać się Rafała i „trzymałem go” przed sobą na ok. 150m ładując akumulatory. Pod koniec 8km zauważyłem, że lekko zwolnił – weryfikacja tempa – jest dobrze, średni czas 8km – 4`20 a moje baterie lekko podładowane. Zacząłem planować atak… Na 9 kilometrze skróciłem dystans do Rafika na ok. 30m, wrzucając mu „oddech na plecy”, zmuszając go do jeszcze większego wysiłku. Pod koniec 9 kilometra widziałem już, że jest mega zmęczony i wyraźnie zwolnił. Spojrzałem na zegarek, a tam średnie tempo z 9km najwolniejsze z całych zawodów – 4`25. Wiedziałem, że z 6 kilometra miałem zapasu 8 sek. w stosunku do założeń, 7 i 8 kilometr pobiegłem równo, to i spokojny byłem o końcowy wynik. W połowie 10km, wbiegając w park, zacząłem atak. Podbiegłem do Rafała i myślałem, że będziemy razem finiszować , jednak na jego twarzy rysował się ból zmęczenia i słowa – leć. Przyspieszyłem ile sił w nogach, wyprzedziłem go i z wynikiem 41`29 wbiegłem na linię mety. Jak się później okazało, za mną wbiegł Rafał, a za nim Marek – czyli 3 zawodników Aktywna Pszczyna Runners Team ! Mój czas dał mi 121 miejsce OPEN oraz 44 w kategorii.

Uczucia po zawodach miałem mieszane. Z jednej strony nie spełniłem swoich pierwotnych założeń, a z drugiej strony cieszyłem się z ukończenia tych zawodów, bo naprawdę dużo mnie kosztowały. Jak sprawdziłem zegarek i okazało się, że poprawiłem swoją życiówkę o 17sek., finalnie zadowolony wróciłem do domu.

1Komentarz
  • SilesiaRunner.pl | Podsumowanie maja 2018
    Wpis dodany 09:12h, 23 czerwca Odpowiedz

    […] 3`47/km), zaliczyłem dwa starty w zawodach – 12 czerwca na XVI Biegu Skawińskim (relacja TUTAJ) oraz dzień później w XXII Ogólnopolskim Biegu Magurki, który był moim debiutem w zawodach […]

Liczba komentarzy