26. Bieg Fiata

Loading

Tropikalne warunki, masa uczestników, długi podbieg i największa ilość interwencji medycznych którą widziałem na dystansie 10km – to krótkie podsumowanie tego, co się działo w dn. 27 maja 2018 w Bielsku Białej, podczas 26. Biegu Fiata.

Poranny schemat żywieniowy przed zawodami, tj. rogal z nutellą + banan a do tego mocna kawa. O 9:15 wyjechałem do Bielska aby odebrać swój pakiet startowy. W miarę się z tym uporałem w asyście mojej familii oraz Piotrka, po czym pojechaliśmy zaparkować samochody na parking CH Sfera. Przypięcie nr startowego, założenie paska HR i o ok. 10:20 truchtem udaliśmy się z Piotrem w kierunku startu, który zlokalizowany był przy fabryce Fiata. Trucht oraz rozciąganie zakończone mocnymi przebieżkami 3x150m, dały nam łącznie ponad 3km rozgrzewki. Już wtedy temperatura sięgała ok. 28 stopni Celsjusza, co nie zwiastowało ścigania po życiówki. Jaki miałem plan na ten bieg ? Wstając rano z łóżka i wyglądając za okno, chciałem powalczyć o życiówkę, czyli nabiegać 10km w średnim tempie poniżej 4`08/km. Stojąc w cieniu korony drzewa na 5 min przed startem, gdzie żar lał się z nieba, chciałem już tylko pobiec mocno, a na co profil i pogoda pozwolą – zobaczymy ! Punkt 11:00, spiker ogłosił start i cała masa ludzi ruszyła w kierunku startu ostrego, który znajdował się na samym dole podbiegu ul. Warszawskiej. Tam zaczęła się walka…

W myśl zaleceń trenera (www.johnnierunner.pl Tomasz Janusz), pierwsze 3-4 kilometry chciałem pokonać w średnim tempie ok. 4`10/km. Pierwszy kilometr zmagałem się z podbiegiem, ale że był to dopiero początek, pokonałem go w tempie 4`06. Drugi kilometr również w górę, ale od ok. połowy, zaczął lecieć lekko w dół. Mając 2sek. zapasu z 1km, delikatnie zwolniłem i pozwoliłem się wyprzedzać. Wiedziałem że nie będzie łatwo. 2km ukończyłem z czasem 4`14, bilansując założenia. 3 kilometr również prowadził głównie w dół, ale jak się okazało był to ostatni kilometr, w którym wszelkie siły na pozostałą część zawodów zostały zachowane. Ukończyłem go z czasem sumarycznym 12:26min, co dało 4`05min. Od 4 do 6,5 kilometra zaczęła się prawdziwa walka. Wiatr jakby ustał. Temperatura na moim Garminie pokazywała ponad 30 stopni Celcjusza. Żar lał się już nie tylko z nieba, ale miałem wrażenie że odbija się od asfalu. Pierwszy punkt z wodą – jeden kubek na głowę, drugi w siebie. Wiedziałem że w tych warunkach to ważne. Półmetek zawodów zakończyłem z czasem 21`12, ale w tym momencie nie było to dla mnie ważne. Zacząłem bardziej słuchać swojego organizmu i samopoczucia, nie zważając na czas. Tuż po 5 kilometrze widziałem pojedynczych zawodników maszerujących, którzy wyraźnie przeszarżowali z tempem. 5 i 6 kilometr pokonałem z dużą ostrożnością w tempach odpowiednio 4`28 i 4`38.

Założyłem sobie, że jakby mi się udało utrzymać średnie tempo zawodów w granicach 4`18/km, to złamanie 43 min. w dzisiejszych warunkach będzie sukcesem. W okolicach 6,5km była nawrotka na ulicę równoległą i pamiętając słowa Tomka, tam miałem uciekać do cienia padającego z przyulicznych drzew. Faktycznie cień był, ale równocześnie pojawił się wiatr prosto w twarz. Profil trasy od tego momentu aż do mety prowadził tylko w dół, co pozwoliło na odważniejszy bieg. Powoli przyspieszałem. Udało się nawet zaliczyć drugi punkt z wodą, traktując dwa kubki podobnie jak na pierwszym punkcie. Dosłownie się udało, bo jak się okazało po zawodach, dla dużej części zawodników biegnących za mną, zabrakło wody na tym punkcie… Sytuację pozostawiam bez komentarza. Dystans od 7 do 9km zaliczyłem w 13 minut, czyli średnio w tempie 4`20/km. Wiedziałem już wtedy, że złamanie 43min. jest realne, bo czułem swój zachowawczy bieg, drzemiące pokłady sił w nogach i adrenalina która napływała wraz ze zbliżającym się finiszem. Mijałem zawodników, którzy maszerowali poboczem lub którym udzielana była pomoc medyczna. Minąłem karetkę pogotowia, która udzielała pomocy kolejnemu który przeszarżował, albo w ferworze walki ominął punkt z wodą. Skupiłem się na finiszu i przyspieszyłem. Zakręt w lewo na kostkę brukową, a tam kibice, spiker i meta. Odpaliłem z pieca. Zacząłem wyprzedzać i z czasem 42`57 ukończyłem te mordercze zawody. 10 kilometr pokonałem w tempie 3`57. Finalnie zająłem 139 miejsce OPEN oraz 55 w kategorii, co na blisko 1800 zawodników i tak jest zadowalającym jak dla mnie wynikiem.

Cieszę się, że wystartowałem w tych zawodach, ponieważ zebrałem kolejne doświadczenie. Niestety, ale sam poziom wytrenowania, regeneracji czy forma w danym dniu nie wystarczą. W dużej mierze karty rozdaje pogoda, na którą niestety nie mamy żadnego wpływu. Ważną rolę odgrywa nawadnianie, już nie tylko podczas samych zawodów, ale również dzień przed. Te zawody pokazują mi, jak należy z rozwagą i rozsądkiem podchodzić do szarżowania własnego organizmu, bo i na tym dystansie idzie zaliczyć energetyczną…. ścianę !

5 komentarzy
  • SilesiaRunner.pl | Podsumowanie maja 2018
    Wpis dodany 09:12h, 23 czerwca Odpowiedz

    […] na dystansie 10km w Bielsku Białej podczas 26. Biegu Fiata – relację możecie przeczytać TUTAJ. Kolejne 4 dni maja to już tylko bieganie w tlenie + 2 zakres i wyczekiwanie na… Bieg […]

  • Opuszi
    damian
    Wpis dodany 18:25h, 29 maja Odpowiedz

    Możliwe że widziałeś mnie w tej karetce 800metrów od mety….,przeszarżowałem………

    • Opuszi
      Opuszi
      Wpis dodany 17:06h, 08 czerwca Odpowiedz

      Damian co się stało ? Mam nadzieję, że służby medyczne pomogły ?

  • Opuszi
    damian
    Wpis dodany 10:00h, 03 sierpnia Odpowiedz

    Możliwe że widziałeś mnie w tej karetce 800metrów od mety….,przeszarżowałem………

    • Opuszi
      Opuszi
      Wpis dodany 10:00h, 03 sierpnia Odpowiedz

      Damian co się stało ? Mam nadzieję, że służby medyczne pomogły ?

Liczba komentarzy