Podsumowanie maja 2019

Loading

Po kwietniowym maratonie, przyszedł czas na lekkie rozprężenie. Zdecydowane zejście z objętości treningowej oraz starty w zawodach z luźną głową pozwoliły mi na złapanie względnej świeżości, której potrzebowałem po intensywnym okresie przygotowawczym do wiosny. Miałem nadzieję, że superkompensata formy pomaratońskiej, przełoży się na nowe życiówki na krótszych dystansach.

Tydzień po maratonie to dwa biegi – jeden typowo regeneracyjny w środę oraz drugi przeplatany 200m rytmami w sobotę. Pierwszy raz tak mocno bolały mnie mięśnie nóg po maratonie, że po schodach schodziłem tyłem – a myślałem że to mit 🙂 Zaliczyłem wizytę na hydromasażu oraz regenerowałem się elektrostymulacją oraz drenażem limfatycznym. W kolejnym tygodniu pod względem obciążeniowym podobnie, aczkolwiek dystans wzrósł dwukrotnie. Miałem ogromny apetyt sprawdzić się na krótkim dystansie, a z drugiej strony wiedziałem, że start na 5km w 2 tygodnie po starcie maratońskim, to maksimum moich możliwości. Padło na VII. Żorski Bieg Ogniowy, organizowany 11 maja – odkupiłem pakiet w ostatniej chwili. Pomimo dwóch dosyć sporych podbiegów oraz ciepłego wieczoru tego dnia, mój Garmin po przekroczeniu 5km pokazał czas 18:51, czyli poprawioną życiówkę o 11 sekund, jednak oficjalny czas zawodów to 19:10 – o 8 sekund wolniej od życiówki. Mimo wszystko, byłem mega zadowolony. Swoją drogą, ten bieg najprawdopodobniej na stale wpisze się w mój kalendarz startów – mega atmosfera, wzorowa organizacja i idealny termin – czego chcieć więcej ? Pozostała 1 połowa maja spokojna – biegi w tlenie oraz dalsza regeneracja.

19 maja w Bielsku odbywał się coroczny Bieg Fiata, którego w tym roku przypadała już 27 edycja. Pamiętając zeszłoroczne zawody (relację możecie przeczytać TUTAJ), w starcie tym nie liczyłem na nic innego, poza mocnym treningiem. Jak co roku – pogoda dała popalić niejednemu zawodnikowi – odczuwalne 38 stopni na termometrze. Finalny czas pozostawia wiele do życzenia – 44:02, czyli o ponad minutę gorszy niż rok wcześniej, jednak patrząc na miejsce w kategorii – 92 w stosunku do 26 edycji – 133, potwierdza moją tezę o rozdawaniu kart przez pogodę podczas tej imprezy.

W drugiej połowie maja rozpocząłem biegi górskie, mające na celu poprawę siły biegowej oraz zebranie cennego doświadczania, niezbędnego do czerwcowego startu w Biegu Rzeźnika. Postanowiłem biegać po górach w każdy wtorek, w ramach cotygodniowych spotkań Pszczyna Biega oraz wystartować w biegu – co prawda asfaltowym, ale o iście górskim profilu – Pielgrzymowicka (za)dyszka. Ku mojemu zdziwieniu, pomimo trasy zdecydowanie bardziej wymagającej niż tydzień wcześniej na Fiacie, finalny czas na dystansie 10,7km to 46:11, dający 7 miejsce OPEN, gdzie po przekroczeniu 10km Garmin pokazał 43:28. Ewidentnie organizm regenerował się po kwietniowym maratonie.

W maju licznik pokazał przebiegnięte 236km. Był to miesiąc, w którym (może trochę na siłę…) szukałem nowych życiówek, mając na względzie formę po maratonie. Było ciepło, ciężko, jednak po Krakowie głowa stałą się zdecydowanie lżejsza.

10 maja rozpocząłem swój długo planowany kurs instruktora PZLA w Twardogórze, chcąc poszerzać swoją wiedzę sportową. Poznałem tam wiele wspaniałych osób, doświadczonych zawodników, trenerów.Dawka wiedzy jest niesamowita, a… jeszcze więcej przede mną !

Podsumowanie maja:

Brak komentarzy

Liczba komentarzy