Podsumowanie września 2019

Loading

Wrzesień to miesiąc, pod który treningowo poświęciłem ostatnie 4 miesiące. Ostatnie długie wybiegania przed maratonem, sprawdzian formy podczas Festiwalu Biegów w Krynicy oraz ten upragniony, wyczekiwany start docelowy na królewskim dystansie podczas BMW Berlin Maraton. Miał to być miesiąc, uwieńczający treningi, z formą dopieszczoną w każdym calu pod Berlin. Czy był ? No to po kolei.

Jako, że kolejną 30kę przed maratonem miałem zaplanowaną standardowo na 4 tygodnie przed startem, co tym razem przypadało w dzień Półmaratonu Tyskiego, postanowiłem zorganizować sobie pakiet i wspomóc kolegę w drodze po życiówkę jako zając, zaliczając dobry trening. W iście tropikalnych warunkach pociągnąłem Marka na czas 1:55, a sam na średnim tętnie 156ud dokręciłem brakujące kilometry. Czemu o tym piszę ? Otóż dlatego, że był to dzień, w którym zaczęły się moje problemy zdrowotne. Podczas biegu w Tychach czułem delikatny ból prawego uda. Myślałem, że kręcąć blisko 100km tygodniowo, wychodzi zmęczenie organizmu, ale za chwilkę będzie tapering i względnie odpocznę przed Berlinem. W kolejnym tygodniu trenowałem normalnie, zaliczając planowane treningi, (w tym mocne 10x800m po 3`30/km w przerwie 2 min., poprzedzone 2 zakresem), jednak ból w nodze narastał. Sauna, masaż i 6 września wyjazd do Krynicy, gdzie jako ambasador zaplanowane miałem starty od piątku do niedzieli:

  • Piątek – Bieg Nocny 7km – rozruszanie nóg po podróży i bieg w 1 zakresie.
  • Sobota – Życiowa Dziesiątka – życiówka na 10km (relacja wkrótce)
  • Sobota – Nocny Rodzinny Bieg Nocny – bieg z Magdą w jej tempie – 3 miejsce
    w generalce rodzin – bieg do progu LT.
  • Niedziela – Zaplanowane ostatnie 30km przed maratonem – miałem biec Półmaraton Konspol, ale ból nogi był tak silny, że ledwo chodziłem. Oddałem swój pakiet koledze…

Następny tydzień planowałem odpocząć i podleczyć boląca nogę. Prognozy nie były dobre, bo raptem za 2 tygodnie start docelowy w Berlinie, a promieniujący ból uda nasilał się. We wtorek zaplanowane badania wydolnościowe, w środę steady aerobic (nowe nazewnictwo treningu, ale o tym później) i do końca tygodnia zaplanowałem odpoczynek, bo bieganie utykając na nogę z rwącym bólem nie miało nic wspólnego z przyjemnością i satysfakcją. W okresie tym odwiedziłem 2 lekarzy oraz 2 fizjoterapeutów, miałem ostrzyknięte przyczepy ścięgien rotatorów osoczem bogatopłytkowym (zgodnie z jedną z diagnoz lekarskich), RTG, USG itp. Nadzieja zaczęła wracać.

Ostatni tydzień przed startem przepracowałem w całości, realizując wszystkie jednostki treningowe. Widziałem, że moje tętno było zdecydowanie wyższe niż przed tą nieplanowaną przerwą i noga się już tak nie kręciła… Ból zmalał, jednak dyskomfort z nogą był ogromny. Nie potrafiłem wskazać miejsca bólu, a jedyna właściwa diagnoza brzmiała – ucisk kręgu w odcinku lędźwiowym na nerw udowy/kulszowy. „Prąd” w mojej nodze przesuwał się od pośladka aż do łydki, poprzez kolano, udo itp – zależnie od dnia. Zaczęła się walka z czasem i mocna praca w ADAMED, dzięki któremu iskra nadziei na start w Berlinie w dalszym ciągu istniała (Adam – dziękuję za pomoc !). Elektrostymulacja, ultradźwięki, igłowanie, ćwiczenia, praca manualna, masaże itp. – to wszystko działało, tylko trzeba było czasu i przede wszystkim… odpoczynku, na który mogłem sobie pozwolić ale… po maratonie.

Do Berlina pojechałem z rodziną w sobotę i pełny nadziei stanąłem na linii startu. Po 2km zacząłem odczuwać mrowienie w pośladku, po 5km ból uda, a po 8km miałem wrażenie, że moje kolano zaraz się rozsypie. Na 10km decyzja – zejście z trasy…

Końcówka września to odpoczynek i stałe wizyty w ADAMED. Z perspektywy czasu wiem, że trafiłem do Adama jakieś 2-3 tygodnie za późno. Kontuzja oraz dodatkowy fakt, że w okresie nieplanowanej przerwy po Krynicy, kiedy mój wypoczęty organizm miał wystrzał formy sprawiły, że misja 2:59 nie miała szans powodzenia w Berlinie. Niestety… Hektolitry potu, setki kilometrów, masa poświęconego czasu swojego i rodziny. Długo dochodziłem do tego, że taki jest sport – nieprzewidywalny, momentami nieuczciwy. Czy obraziłem się na bieganie ? Nie, dalej będę trenował i wiem, że stać mnie na więcej.

Po Krynicy, podjąłem decyzję o nawiązaniu współpracy trenerskiej z Arturem Kozłowskim. Póki co, jedyne co razem zrobiliśmy to wspólny trening sprawnościowy, omówienie celów na kolejny sezon oraz… kurs instruktora PZLA. Po roztrenowaniu (początek listopada), zabieram się do pracy pod jego skrzydłami, a cele na 2020r. mam ambitne ?

Podsumowanie września:

Brak komentarzy

Liczba komentarzy