Podsumowanie roku 2018

Loading

Rok 2018r., był moim najbardziej rozbieganym, podczas mojej dotychczasowej przygody biegowej. Był to czas, w którym odnotowałem największy progres treningowy zdobywając życiówki na każdym dystansie, ale przede wszystkim był to okres,w którym bardzo podniosłem swoją świadomość jako biegacz, a to głównie za sprawą podjęcia decyzji o współpracy z trenerem. Ale zacznijmy od początku…

Początek roku rozpocząłem przygotowaniem do swojego 2 maratonu w drodze do Korony Maratonów Polskich – kwietniowego 45. Maratonu w Dębnie. W przygotowaniach tych pomógł mi wyjazd rodzinny do Szklarskiej Poręby, gdzie ostro się przygotowywałem. Nie obyło się również bez kontuzji – wraz z narastającym kilometrażem, nabawiłem się lekkiego przeciążenia kolana. Blisko 2 tygodnie przerwy, kwas w kolano i wróciłem do treningów. Był to okres, w którym poznałem podczas Biegu Charytatywnego w Piasku, mojego obecnego trenera – Tomka Janusza (www.johnnierunner.pl), pod którego opieką, rozpocząłem regularne treningi. Już w marcu poprawiłem swoją aktualną życiówkę na dystansie półmaratonu, podczas krakowskiego półmaratonu Marzanny, która od tej pory wynosi 1:32:25.

Drugi kwartał roku był przełomowy, bo od kwietnia rozpocząłem realizację swojego pomysłu – budowa i pisanie niniejszego bloga oraz uwieńczenie moich blisko 20 tygodni przygotowań do jednego z najważniejszych startów w tym sezonie – w Dębnie (relację możecie przeczytać TUTAJ). Wykorzystując formę pomaratońską, w maju zrobiłem swoją aktualną życiówkę na 5km, podczas VIII Szóstka Pogorii. Planowałem oficjalne złamanie 20 min. na atestowanej trasie, a nabiegałem… 19:02 zajmując 18 miejsce OPEN na 432 startujących zawodników. Koniec 2 kwartału to górska przygoda podczas Biegu Rzeźnika (ralacja TUTAJ) oraz lekkie zejście z kilometrażu.

Druga połowa roku rozpoczęła się od przygotowań do kolejnego startu na królewskim dystansie, tym razem do wrześniowego maratonu we Wrocławiu. Ponownie zwiększona objętość treningów oraz letnia temperatura pomogły w uzyskaniu satysfakcjonującej wagi, która oscylowała w granicach 70kg. Dodatkowe treningi siły biegowej podczas sierpniowego urlopu na Majorce, pomogły mi w aklimatyzacji podczas tropikalnych warunków. Śmiało mogę powiedzieć, że czułem się mocny jak nigdy dotąd. Na starcie maratonu osiągnąłem rekordową wagę startową 69kg. Jak mi poszło, możecie przeczytać TUTAJ. Po maratonie dostałem kolejną lekcję życiową. W 6 dni po maratonie, stanąłem na linii startu Jastrzębskiej Dziesiątki. Moja pewność siebie, szybko została zweryfikowana – na 5km zszedłem z trasy, zaliczając taką bombę jak nigdy. Niestety, mój organizm potrzebuje min. 3-4 tygodnie regeneracji pomaratońskiej, a przecież  za miesiąc miałem kolejny start na tym dystansie, podczas 19. PKO Poznań Maraton. Nie wróżyło to sukcesu.

Październikowy start potraktowałem “na pół gwizdka” a właściwie “na zaliczenie”, o ile tak można nazwać bieg na dystansie ponad 42 km (relację możecie przeczytać TUTAJ). Po tych zawodach moja głowa rozpoczęła już okres roztrenowania, ale planowałem je rozpocząć oficjalnie w Rzeszowie, po 6 Biegu Niepodległości. Namęczyłem się w tym okresie niemiłosiernie, starając się jeszcze dawać jakąkolwiek jakość na treningach, ale z drugiej strony nie pilnując już diety itp. Koniec końców z Rzeszowa przywiozłem moją ostatnią w tym roku życiówkę – tym razem na 10 km – 41:12 (relacja TUTAJ) Po tym starcie przez 2 tygodnie nie nabiegałem nawet kilometra, jednak wymyśliłem sobie organizację 2. Biegu Śladami Żubra w grudniu, który odniósł duży sukces. Lekkie problemy zdrowotne w grudniu i z sumaryczną ilością 3214 km zamknąłem 2018 rok.

2018r. versus 2017r.

Zeszły rok dostarczył mi wiele wrażeń. Poznałem nowy wymiar trenowania, zapoznałem się z górami, zaliczyłem mega progres, odnotowałem nowe życiówki na każdym dystansie. Stałem się bardziej świadomy swojego organizmu i nauczyłem się go słuchać, dzięki czemu obyło się bez większych kontuzji. Stałem się bardziej cierpliwy w oczekiwaniu na sukces. Teraz jestem w stanie trenować cały rok w oczekiwaniu na ten jeden, właściwy, docelowy wystrzał formy bo wiem, że on nastąpi.

Czego sobie życzę na ten rok ? Przede wszystkim zbliżenia maksymalnie do magicznej bariery 3 godzin na Królewskim Dystansie. Jak wpadną życiówki na innych dystansach będzie dobrze, ale to nie jest kluczowe.

Tym oto postanowieniem zamykam blogowy 2018 rok !

KILOMETRAŻ W 2018r.

PODSUMOWANIE 2018r.

Brak komentarzy

Liczba komentarzy