21 sty Podsumowanie roku 2019
Długo zabierałem się na napisanie tego posta. Końcówka roku, organizacja 3 edycji Biegu „Śladami Żubra”, natłok pracy i intensywna praca na treningach, nie pozwalały mi na chwilkę refleksji nad tym co było i jak było w tym 2019r. A działo się naprawdę dużo, tak więc w końcu znalazłem czas i przelałem swoje myśli na niniejszy tekst.
W pierwszej połowie roku, czyli w okresie od stycznia do czerwca, zaliczałem starty min. raz w miesiącu. Były to tzw. starty kontrolne przed docelowym – 18. PZU Cracovia Maraton, który w tym roku odbywał się 28 kwietnia. Już od samego początku, zacząłem notować wzrosty formy, zaliczając życiówki. Najbardziej pamiętliwe zawody dla mnie w tym okresie, to 6. Harpagańska Dycha w Sosnowcu, gdzie do magicznej bariery złamania 40 minut na dystansie 10km zabrakło mi 18 sekund. Kolejne, finałowe przetarcie przed maratonem, które mocno mnie podbudowało nową życiówką, był start 7 kwietnia podczas 46. Maraton Dębno, jednak tylko na połowie dystansu. Od tego dnia mój rekord na dystansie półmaratońskim wynosi 1:28:01.
No i w końcu wiosenny start docelowy – Maraton w mieście Królów (relację możecie przeczytać TUTAJ), gdzie na moim koronnym dystansie, w iście angielskiej pogodzie przekroczyłem linie mety z wynikiem 3:07:33, kompletując tym samym diamenty do Korony Maratonów Polskich.
Pod koniec czerwca wystartowałem ponownie w Biegu Rzeźnika, jednak tym razem po 14 godzinach 40 minutach i 3 sekundach, pokonując stawiającego opory Rzeźnika, wyrównując rachunki za rok poprzedni (relację z 2018r. możecie przeczytać TUTAJ).
Tym oto sposobem pierwszą część roku uważam za mega udany pod każdym względem – zaróno sportowym jak i osobistym. Był to okres, w którym podjąłem decyzję o wzięciu udziału w kursie na instruktora PZLA, podnosząc swoją wiedzę oraz kwalifikacje trenerskie, ale również poznając masą pozytywnych osób mających podobną pasję.
3 kwartał okazał się przełomowy. W lipcu pomimo wakacji, nie zwalniałem tempa. Widmo złamania 3 godzin na maratonie podczas jesiennego startu stawało się realne. Pracowałem ciężko, mocno skoncentrowany na celu. W sierpniu osiągnąłem rekordową objętość treningową, liczącą ponad 420km, nigdzie nie startując kontrolnie. Problemy zdrowotne rozpoczęły się na początku września, czyli w miesiącu startu docelowego, którym był 46. BMW Berlin Maraton. Początkowo nic nie zapowiadało tragedii – lekki ból o okolicach prawego uda i tyle. Nie przejmowałem się zbytnio. Jako ambasador Festiwalu Biegowego w Krynicy, jak co roku pojechałem powalczyć na Życiowej Dziesiątce oraz planowałem treningowy start na drugi dzień na dystansie półmaratonu. Z dziesiątki jestem bardzo zadowolony, bo od tego dnia mój rekord na tym dystansie wynosi 38:16, ale… w niedzielę półmaratonu już nie pobiegłem. Oddałem swój pakiet koledze, a sam z bólem wróciłem do domu. Co się działo dalej, możecie przeczytać w podsumowaniu września, w każdym bądź razie jesiennego startu nie ukończyłem.
Ostatni kwartał roku to leczenie kontuzji, ukończenie kursu instruktora PZLA, roztrenowanie i powolne przygotowania do nowego sezonu startowego. Podjąłem również decyzję o nawiązaniu współpracy z Arturem Kozłowskim, którego osobiście poznałem podczas kursu w Twardogórze. Jego osobowość w połączeniu z osiągnięciami + ogromna wiedza – to się musi udać !
Z mieszanymi uczuciami zamykam 2019r. Z jednej strony progres sportowy, a z drugiej niespełnione plany. Nauczyłem się tego, że w bieganiu nie da się iść na skróty i trzeba cierpliwie czekać na swój moment. Ukończyłem koronę Maratonów Polskich, zdobyłem kwalifikacje trenerskie sygnowane przez PZLA, odnotowałem życiówki na każdym dystansie. Pewnie że mogło być lepiej – zawsze może. Ale najważniejsze, to z wiarą wchodzę w 2020r. rok – że będzie !
Brak komentarzy